czwartek, 19 lipca 2012

Szekspir i Spólka

"W owych czasach nie było pieniędzy na kupowanie ksiązek. Brałem książki z wypozyczalni "Szekspir i Spólka", która była czytelnią i księgarnią Sylwii Beach na rue de l'Odeon 12. Na zimnej, smaganej wiatrem ulicy było to miejsce ciepłe, pogodne, z dużym piecem w zimie, stołami i półkami pełnymi ksiązek, nowymi książkami na wystawie, a na ścianach fotografiami sławnych pisarzy, zarówno zmarłych, jak żyjących. Wszystkie te fotografie przypominały zdjęcia migawkowe i nawet zmarli pisarze wyglądali na nich tak, jakby kiedyś żyli  naprawdę. Sylwia miała żywą, ostro rzeźbioną twarz, piwne oczy, bystre jak u małego zwierzątka, a wesołe jak u młodej dziewczyny, faliste, kasztanowe włosy zaczesane w tył znad łagodnego czoła i przyciete tuż poniżej uszu, na wysokości kołnierza brązowego aksamitnego żakietu, który nosiła. Miała ładne nogi i była dobra, wesoła, troskliwa, i uwielbiała mówić dowcipy i plotki. Nikt ze znanych mi ludzi nie był dla mnie milszy.

Byłem bardzo onieśmielony, kiedy pierwszy raz wchodziłem do tej księgarni i nie miałem przy sobie dość pieniędzy na abonament. Powiedziała mi, że wpłacę kaucję, jak będę miał pieniądze, wypisała mi kartę i oswiadczyła, że mogę brać tyle ksiązek, ile sobie życzę. Nie miała żadnego powodu, żeby mi ufać. Nie znała mnie, a adres, który podałem, rue Cardinal Lemoine 74, nie mógł być skromniejszy. Ale była przemiła i czarująca, i zyczliwa, a za nią, wysokie aż po sufit i sięgajace do pokoju na tyłach, ktory wychodził na wewnętrzne podwórko budynku, były półki i półki z bogactwami biblioteki.

Zacząłem od Turgieniewa i wziąłem dwa tomy "Zapisków myśliwego" i jedną z wczesnych książek D.H. Lawrence'a. Zdaje się, że to byli "synowie i kochankowie", i Sylwia powiedziała mi, żebym wziął sobie więcej książek, jeżeli chcę. Wybrałem tłumaczoną przez Constance Garnett "Wojnę i pokój" i "Szulera oraz inne opowiadania" Dostojewskiego. [...]

Hemingway i Sylwia Beach przed Szekspir i Spółka

Mój dom na rue Cardinal Lemoine był dwupokojowym mieszkaniem bez gorącej wody i bez wewnętrznych urządzeń toaletowych, poza antyseptycznym pojemnikiem, który nie był niedogodny dla kogoś przyzwyczajonego do michigańskich ustępów podwórkowych. Z ładnym widokiem i dobrym materacem sprężynowym rozłożonym na podłodze w charakterze wygodnego łóżka, i z obrazami, które lubiliśmy, na ścianach, było to pogodne, wesołe mieszkanie. Kiedy tam przyszedłem z książkami, opowiedziałem żonie o wspaniałym miejscu, które znalazłem.
- Ale Tatie, musisz tam iść dziś po południu i zapłacić - powiedziała.
- Jasne, że pójdę - powiedziałem. - Pójdziemy oboje. A potem przespacerujemy się nad rzeką i po nabrzeżach.
Ernest i Hadley Hemingway
w Chamby w 1922
- Przejdźmy się po rue de Seine i obejrzyjmy sobie wszystkie galerie i wystawy sklepowe.
- dobrze. Możemy iść gdziekolwiek i wstąpić do jakiejś nowej kawiarni, gdzie nikogo nie znamy i nikt nas nie zna, i wypić szklaneczkę czegoś.
- Możemy wypić dwie szklaneczki.
- A potem gdzieś coś zjeść.
- Nie. Nie zapominaj, że musimy zapłacić w czytelni.
- Wrócimy do domu i zjemy tutaj, i zrobimy sobie coś dobrego, i będziemy popijali Beaune z tej spółdzielni, którą tam widać z okna, z ceną wina na wystawie. A później poczytamy, położymy się do łóżka i będziemy się kochać.
- I nie będziemy nigdy kochali nikogo, tylko siebie na wzajem.
- Nie. Nigdy. [...]
- I będziemy mieli do czytania wszystkie książki na świecie, a jeżdżąc na wycieczki będziemy mogli zabierać je ze sobą.
- Czy to byłoby uczciwe?
- Jasne.
- Czy ona ma także Henry Jamesa?
- Na pewno.
- O jej - powiedziała. - Mamy szczęście, że znalazłeś to miejsce.
- My zawsze mamy szczęście - powiedziałem, i jak głupiec nie odpukałem w drewno. A w tym mieszkaniu było wszędzie drewno do odpukania". [s.31-34]

Ernest Hemingway "Ruchome święto", tłum. Bronisław Zieliński, Czytelnik, Warszawa 1966, s.162.

4 komentarze:

  1. Dziękuje za przypomnienie tego miejsca. Będąc w Paryżu muszę je (oczywiście nie te pierwotne, ale te drugie Shakespire and company) odwiedzić.Nie znajdę tam co prawda ducha wielkich pisarzy, ale myślę, że sam klimat miejsca jest niesamowity.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę wizyty w Paryżu:) Bardzo chciałbym tam być i zobaczyć to miejsce. Na fotografiach, także tych dzisiejszych kolorowych, robi duże wrażenie. Szkoda, że u nas mało jest takich miejsc, chociaż i tak więcej niż jeszcze kilka lat temu.

      Usuń
  2. To właśnie chciałam napisać, szkoda, że u nas tak mało, ale pomyślałam sobie, że może są, tylko ja o nich nie wiem. Może odezwie się kto kto poleci takie miejsce z klimatem. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały jest ten fragment. Dziękuję Ci za przywołanie go, bo bardzo lubię, gdy w książkach mogę przeczytać o książkach, biblioteczkach czy bibliotekach. Już zapisuję "Ruchome święto" na listę książek do przeczytania w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń