poniedziałek, 14 maja 2012

Alfabet biblioteki (6) - A jak autor

Od razu na początku chcę zaznaczyć, że wszystko o czym tutaj napiszę to tylko moje własne przemyślenia, poparte lekturami i cytatami. Nie jestem historykiem literatury, nie będzie zatem naukowych wywodów, żargonu, przypisów i bibliografii. No, może tylko odrobinę. Dzisiaj temat, który mnie osobiście, jako czytelnika książek, bardzo interesuje. Mianowicie rola jaką odgrywa autor powieści. Pomyślicie pewnie, że sprawa wydaje się banalnie prosta i, że jest to oczywista oczywistość. Jest powieść to i musi być autor, który ją napisał. A właśnie, że nie. Nie jest to takie proste jak się wydaje. Różnie to wyglądało w historii literatury, w przeszłości, na przykład w XIX wieku, a także obecnie. Autor poprzez sposób pisania wpływa na odbiór i interpretacje jego dzieła. Czytając wiemy czy zgadza się on z przedstawionymi poglądami czy też nie.

Zacytuję na początek Juliana Barnesa:

 " "Autor powinien być w swojej książce jak Bóg w swoim wszechświecie: wszechobecny i niewidzialny"[Gustaw Flaubert]. W naszym wieku doczekało się to, oczywiście, przewrotnej interpretacji. Pomyślcie o Sartrze i Camusie. Bóg umarł - oznajmili nam - a wraz z nim podobny Bogu powieściopisarz. Wszechwiedza jest niemożliwa, ludzka wiedza - częściowa, tak zatem i sama powieść, tak zatem i sama powieść musi być częściowa. Brzmi to niezbyt zachęcająco, ale za to logicznie. Czy jednak jest logiczne? W końcu powieść nie pojawiła się jednocześnie z wiarą w boga; ani też, prawdę mówiąc, nie istnieje zbyt ścisła korelacja między tymi powieściopisarzami, którzy najmocniej wierzyli we wszechwiedzącego narratora, a tymi, którzy najmocniej wierzyli we wszechwiedzącego Stwórcę. Przytaczam George Eliot obok Flauberta.
 Jeśli chodzi o sedno sprawy, rzekoma boskość przyjęta przez dziewiętnastowiecznego pisarza była tylko chwytem technicznym; podobnie stronniczość i ograniczoność widzenia nowoczesnego pisarza to też tylko wybieg. Kiedy współczesny narrator waha się, głosi swą niepewność, źle rozumie, zgrywa się i robi błędy, czy istotnie czytelnik dochodzi do wniosku, iż rzeczywistość została przedstawiona w sposób bardziej autentyczny?"[s.98-99][1]

W 1968 roku Roland Barthes napisał "Śmierć autora", esej teoretycznoliteracki, a zarazem postulat nawołujący do nieodczytywania tekstu literackiego poprzez pryzmat tzw. "intencji autorskiej". W publikacji Barthes apelował, aby usunąć z dyskursu interpretacyjnego kategorię "autora", rozumianą dotąd jako źródło niekłamanej wiedzy na temat prawidłowego odczytania dzieła. Według badacza autor nie jest "ojcem" i "właścicielem" tekstu. Stawiane często pytanie "Co autor miał na myśli?" uważał za bezzasadne, ponieważ w żadnym tekście nie jest zapisana intencja jego twórcy. Jego zdaniem zjawisko braku autora w tekście ma dwa źródła: pierwszym z nich jest ustalenie strukturalistów dotyczące istnienia podmiotów nadawczych w utworze literackim (oraz sformułowanie zasady nieutożsamiania podmiotu utworu z autorem), drugim natomiast jest charakter literatury współczesnej, która według Barthes'a powraca do swoich pierwotnych korzeni - dlatego też należy zastąpić słowo "autor" słowem "skryptor". Jak sam pisze:  

"Wiemy już dziś, że tekst nie jest ciągłą sekwencją słów, za którymi kryłby się pojedynczy, "teologiczny" sens (przesłanie Autora-Boga), lecz wielowymiarową przestrzenią, w której stykają się i spierają rozmaite sposoby pisania, z których żaden nie posiada nadrzędnego znaczenia: tekst jest tkanką cytatów, pochodzących z nieskończenie wielu zakątków literatury".
Pojmowanie literatury, jako intertekstualnej przestrzeni wypełnionej cytatami i nawiązaniami, jest charakterystyczne dla postmodernizmu. Usunięcie kategorii autora przez Barthes'a jednocześnie podniosło rangę czytelnika, który stał się właściwym twórcą tekstu, poprzez interpretowanie go w trakcie procesu lektury.[2]

Pisarze, postmoderniści, zaczęli stosować teorię Barthesa w praktyce, pisząc w taki a nie inny sposób swoje książki. W tej chwili przychodzi mi na myśl "Trylogia nowojorska" Paula Austera, gdzie w powieści pojawia się sam autor, pisarz o nazwisku Paul Auster, a główny bohater dyskutuje z nim. Vladimir Nabokov umieścił w tekście "Lolity" anagram swojego imienia i nazwiska Vivian Darkbloom. Główny bohater, Humbert Humbert posiada zbieżności ze swym autorem, ale jeszcze więcej rozbieżności. Mamy wiele znaków podkreślających fikcję powieściową, szczególnie poprzez zaznaczenie obecności autora w tekście. Nabokov jest obecny w utworze poprzez wspomnianą już wyżej postać Vivian Darkbloom , a także jako Młody Poeta, ze sztuki Quilty'ego, który upiera się, że cała akcja jest dziełem jego wyobraźni. W fikcyjnej przedmowie Nabokov ujawnia się natomiast poprzez sformułowanie: "jakże jednak jego rozśpiewane skrzypce potrafią wyczarować tkliwość i współczucie dla Lolity", gdzie skrzypce są metaforą twórczości literackiej.

Czy lubicie czytać książki eksperymentujące, postmodernistyczne, które dają czytelnikowi wolność interpretacji? Nie ma autora, są tylko czytelnicy i ich odczytania utworu literackiego. Czy może wolicie dziewiętnastowieczne powieści z autorem wszechwiedzącym i wszechobecnym? Jakie jest wasze zdanie na ten temat? Czy czytając jakąś powieść musicie wiedzieć cokolwiek o jej autorze, czy wpływa to na jej odbiór?

[1] Julian Barnes, Papuga Flauberta, z angielskiego przełożył Adam Szymanowski, Świat Książki, Warszawa 2011, s. 222.
[2] Wikipedia.pl

11 komentarzy:

  1. nie potrafiłabym zdecydować jaki typ powieści wolę. czy klasyczną dziewiętnastowieczną z wszechwiedzącym autorem, czy taką, w której mam pole do popisu dla własnej wyobraźni. to chyba zależy od konkretnej książki.
    urok powieści klasycznej polega na tym, że daje nam poczucie bezpieczeństwa, bo jesteśmy oprowadzani po świecie przedstawionym za rękę. ale często potrzebuję intelektualnej przygody, zabawy, a nade wszystko dialogu, dyskursu, interakcji, wejścia w rezonans z czyimś umysłem... dla mnie literatura jest formą dialogu z kimś, kto ma coś ciekawego do powiedzenia i wie jak to powiedzieć. nawet jeśli ja sama wypadam w tym dialogu blado, to fakt uczestniczenia w nim wiele dla mnie znaczy.


    ps. o rety, jaka szkoda, że nikt nie zechciał się wypowiedzieć na ten temat :( to takie interesujące! tak lubię dyskutować o książkach :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Temat jest dla mnie niezmiernie interesujący, dlatego o tym też napisałem. Ale sądzę, że mi troszkę nie wyszło:) Chciałem lepiej i ciekawiej, nie wystarczyło czegoś... Ludzi być może nudzą i przerażają takie posty, nie chce się...Ale napisz 3 zdania typu stosik i rocznicowy konkurs a będzie setki komentarzy. smutne, ale co zrobić. Prawda faktów, prawda ekranu.

      Lubię powieść dziewiętnastowieczną. Podobnie lubię jednak zabawę słowem, grę literacką. Dlatego idealne było by połączenie tych dwóch typów, coś takiego chyba daje mi Nabokov. Kiedy zacząłem czytać biografie pisarzy, Flauberta np. zacząłem się bardziej zastanawiać nad obecnością autora w tekście, gdzie się ukrył. A z drugiej strony Auster wręcz stał się bohaterem swojej powieści.

      Usuń
    2. Zbyszekspirze,
      wyszło Ci, wyszło, ale to po prostu trudny temat. ostatnio dotarło do mnie, że sporo ludzi czyta wyłącznie dla zabicia czasu, dla fabuły, trochę ze snobizmu, bo jednak przynależność do osób czytających daje poczucie wyjątkowości ( o zgrozo!). broń boże nie posądzam o to Twoich czytelników. myślę, że im po prostu szkoda czasu na pisanie, skoro można w tym czasie czytać :))

      ja czytam inaczej. traktuję książkę jak interlokutora. zresztą moje zamiłowanie do rozmowy już Ci zdążyło nieźle dać w kość :D wybacz, to silniejsze ode mnie
      ( jezu, tak mówił Vicehrabia de Valmont - zgroza, po trzykroć zgroza)

      otóż: wydaje mi się, że w literaturze, a zwłaszcza w powieści musi być miejsce na eksperyment, ale eksperyment zawsze niesie ryzyko porażki. Nabokov w swojej zabawie z czytelnikiem jest mistrzem. z rozkoszą pozwalam na to, aby być zabawką, która sama się bawi tekstem. podobnie mnóstwo frajdy miałam przy ,,Modelu do składania" Cortazara. natomiast takiej przyjemności nie potrafił mi nigdy dać Joyce ,,Ulissesem" ( ze skruchą przyznaję, że poległam po kilkunastu kartkach). przyszły mi do głowy dwa tytuły, które łączą dość dobrze obydwie rzeczy - przynajmniej w moim bardzo subiektywnym odbiorze - czyli eksperyment i wszechwierzę narratora: ,,Mag" i ,,Kochanica Francuza" Fowlesa. eksperyment nie jest tam czymś na tyle agresywnym, aby zniweczyć uroki tradycyjnego poznawiania świata przedstawionego.
      generalnie myślę, że bycie nowatorskim za wszelką cenę nie ma sensu - piję do ,,Ulissesa" z którym mam na pieńku :p

      Usuń
    3. :)) Dziękuję, ale... Twoje zamiłowanie do rozmowy i dialogu zupełnie mnie nie przeraża, wręcz przeciwnie, lubię je i bardzo mi odpowiada:) Jeżeli chodzi o "Ulissesa" to przeczytałem go, ale mnie nie zachwycił. Od twórczości Joyca bije jakiś chłód i sądzę, że trudno się z nią zaprzyjaźnić, polubić jego książki. Być może zrezygnowałaś za wcześnie, ja zawsze daję książce 100 stron szansy na zaciekawienie mnie:), dalej jest trochę lepiej. Owszem super tłumaczenie Słomczyńskiego, limeryki i zabawy słowne. Najbardziej podobał mi się znajdujący się już pod koniec monolog Molly Bloom, napisany strumieniem świadomości, polecam bo warto:) Ale ogólnie trudno polubić tę książkę, przynajmniej mnie Polakowi, bo może z Irlandczykiem jest inaczej.

      "Kochanicę" znam i uwielbiam, lubie ten rodzaj literatury. Do "Maga" się jakoś zraziłem, ale było to wiele, wiele lat temu, mam zamiar spróbować niedługo jeszcze raz. Za to "Larwa" zachwyciła mnie, o ile można tak powiedzieć o tej książce, chociaż zakończenie... Ni to powieść sensacyjna, ni to historyczna, ni to fantastyka. niewiele sie dzieje, ale wciąga, a szare komórki pracują, zaintrygowane tą zagadką. Czy można o czymś się dowiedzieć, coś poznać, tylko na podstawie czyjejś relacji.

      Lubię Cortazara, ale najmniej Grę w klasy, najbardziej Opowiadania i inne dziwne utwory, np. o kronopiach i famach. Ale jednak jego opowiadania to dla mnie jest to co lubie najbardziej. Modelu jeszcze nie znam, chociaż nie jestem pewny czy w dziecięctwie (szkoła podstawowa) tego nie przeczytałem przez przypadek.

      I kto tu jest gadułą:)

      Usuń
  2. fajnie, że tak odbierasz moje sążniste komentarze. nie chciałabym Cię przytłoczyć nadmiarem słów :)

    ,,Ulisses" to plama na moim czytelniczym honorze - obawiam się, że jedna z wielu, ale to, co piszesz, brzmi zachęcająco. pierwsze podejście do tej książki miałam jeszcze w liceum, może wówczas nie umiałam jej docenić. ale mam podobne wspomnienie po tym kontakcie: nie wzbudził mojej symaptii, więc sobie odpuściłam. od dawna planuję dać mu drugą szansę :)

    ,,Kochanica..." jest z tej trójki Fowlesa dla mnie najlepsza, zdecydowanie. ,,Mag" mnie zauroczył atmosferą, zaś ,,Larwa" niesamowicie zaintrygowała.

    odnośnie Cortazara: moja pierwsze jego książka to był własnie ,,Model..." i bardzo możliwe, że dlatego mam do niej taki sentyment, bo dzięki niej odkryłam pisarstwo J.C., które mnie na wiele lat zafascynowało i jak dotąd opiera się próbie czasu i moich kolejnych metamorfoz związanych z upływem lat. to jest też ważna dla mnie książka, gdyż po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego, czym jest forma i jakie ma wielkie znaczenie w literaturze. jeśli ,,Gra w klasy" nie wzbudziła Twojej sympatii, to ,,Model..." też tego raczej nie zrobi, bo to jest ten sam typ powieści. jednak ,,Model..." ma mnóstwo urokliwych dialogów i jeszcze wiele innych zalet, o których chyba się jednak nie będę rozpisywała, jakkolwiek wielka jest Twoja cierpliwość :)
    opowiadania J.C. również ogromnie lubię. a znasz np. ,,Egzamin"? to raczej mało popularna powieść w jego dorobku.

    dlaczego nie ma jakichś klubów dyskusyjnych dla czytelników?? może gdzieś są, ale nic mi o tym nie wiadomo :( odczuwam głód rozmawiania o książkach i dlatego tak się ucieszyłam, gdy trafiłam na ten blog, bo piszesz o wielu moich ulubionych książkach. moi znajomi czytują ,,Zmierzch", ,,Millenium" itp. lub nie czytają nic :( muszę w końcu zacząć pisać o książkach.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie znam "Egzaminu", w ogóle mało znam powieści Cortazara. Z Gry w klasy podobały mi się fragmenty, np. Morelliana i kilka scen (koncert wielkiej pianistki, czy sceny z kloszardami).

      Ależ są kluby dyskusyjne, najlepszy jaki znam jest na blogu Czytanki Anki, nie wiem czy znasz, to bardzo dobry blog trzymający wysoki poziom. autorka z miesięcznym wyprzedzeniem podaje tytuł kolejnej książki do dyskusji oraz datę, potem pytania na które należy/można odpowiedzieć.

      "muszę w końcu zacząć pisać o książkach" - naprawdę uważam, że wyrządzasz wielką krzywdę wielu interesującym się literaturą i czytającym blogi czytelnikom, marnujesz swój talent, swoją wiedzę, pasję. Tracisz możliwość poznania podobnie myślących ludzi, o podobnych upodobaniach czytelniczych etc. etc. Pewnie to wszystko co napisałem nic nie zmieni, ale...gdy założysz w końcu bloga, nie zapomnij o mnie (i "powiedz im, że w Wilnie na Wielkiej Pohulance pod numerem 16 mieszkał niejaki pan Piekielny"*), że byłem jego Ojcem Chrzestnym.:)

      *cytat z "Obietnicy poranka" Romain Gary'ego

      Usuń
  3. no nie! przesadziłam! :-o nie sądziłam, że to aż tyle tekstu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu chcę zaznaczyć, że u mnie na blogu nie ma premii za liczbę słów, to jest w umowie drobnym drukiem. Ale długie teksty są mile widziane, sam czasem nie potrafię zrezygnować z czegoś i zamieszczam dłużyzny.:))

      Usuń
  4. ,,Egzamin" to powieść w duchu Kafki: grupa ludzi ma zdawać egzamin, ale nie wiadomo z czego i kto jest egzaminatorem. podoba mi się ta metafora życia jako nieustającego egzaminu. jest w niej rozmach i smutna prawda o naszej egzystencji.

    mówisz o klubach dyskusyjnych w sieci, a ja myślałam o takim prawdziwym, w którym spotykają się ludzie, nie avatary :) ale dobre i to, zajrzę na ten blog o którym wspomniałeś. być może przyłączę się do wspólnego czytania? póki co mam taką namiastkę, że jestem umówiona na symultaniczne czytanie z kimś znajomym z netu, tylko muszę poczekać, bo ta osoba nie ma jeszcze książki.
    muszę przyznać, że mało się interesowałam stronami poświęconymi czytaniu, jakoś nic ciekawego mi nie wpadło, zresztą byłam pochłonięta pisaniem własnych tekstów. ale do wszystkiego trzeba dojrzeć :) nie wiem, czy założę osobny blog, czy po prostu etykietę, bo dwa blogi to już nadmiar szczęścia, zresztą mam fazy wzmożonej aktywności zawodowej i wówczas najzwyczajniej nie mam siły czytać i to może trwać nawet 2- 3 miesiące, a o blog trzeba jednak dbać jak o ogród :) no ale dość tego planowania, żeby się znów nie skończyło na planach ;-P

    z tym talentem przesadzasz, ale i tak się miło czyta coś takiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie jak "Egzamin" wpadnie mi w ręce to przeczytam, bo to co napisałaś zapowiada się ciekawie. Mam taki sen, który się powtarza co jakiś czas. Jestem na uczelni, zbliżają się egzaminy, a ja inaczej niż w realu, nie uczę się, bimbam sobie, nie chodzę nawet na wykłady i to mnie tak męczy i przeraża, że w końcu budzę się.

      Podoba mi się metafora bloga jako ogrodu:)

      Usuń
    2. mój koszmar dotyczy klasówki z matematyki. budzę się po nim zlana potem ;-))

      a jest jeszcze i drugi: gubię się w obcym mieście, zwykle na dworcu - nie wiem, gdzie stoi mój pociąg, a nawet gdy już w niego wsiądę i gdzies dojadę, to znów nie ma miejsca w hotelu...uf :) często śni mi się to samo miejsce pod hydrantem, ale nie mam pojęcia, czy naprawdę istnieje. może to tylko jakieś ciemne miejsce w mojej głowie.

      Usuń