sobota, 28 kwietnia 2012

Dzień z życia pisarza (6) - Virginia Woolf

Virginia Woolf
Poniedziałek, 25 stycznia 1915 r, The Green 17, RICHMOND

8.00 -  "Moje urodziny. (...) L. przysiągł, że nic mi nie ofiaruje, a ja, jako dobra żona, uwierzyłam mu bez zastrzeżeń. Tymczasem podkradł się do mojego łóżka z niewielką paczuszką, w której była prześliczna zielona portmonetka. I przyniósł mi śniadanie i gazetę z wiadomością o zwycięstwie na morzu (zatopiliśmy niemiecki okręt wojenny), i prostokątną paczkę owiniętą w szary papier, w której znajdował się Opat — śliczne pierwsze wydanie. Miałam więc bardzo wesoły i przyjemny poranek".

14.00 -  "Zabrano mnie do miasta, zupełnie za darmo. (...) Zdążyliśmy idealnie na bezpośredni pociąg, a ja byłam bardzo szczęśliwa i czytałam szkic ojca o Popie - rzecz dowcipną i błyskotliwą, w której nie ma ani jednego martwego zdania. Naprawdę nie wiem, kiedy miałam tak cudowne urodziny - na pewno nigdy od czasów dzieciństwa".

15.00 - "Zafundowano mi najpierw kinematograf".

16.00 -  "Następnie podwieczorek w herbaciarni u Buszarda".

17.00 -  "Siedząc nad herbatą, podjęliśmy trzy postanowienia: po pierwsze, żeby wziąć, jeśli to tylko możliwe, Hogarth House; po drugie, kupić prasę drukarską; po trzecie, kupić buldoga, który będzie się prawdopodobnie nazywał John. Jestem bardzo przejęta wszystkimi trzema projektami - a szczególnie prasą drukarską. ".

19.00 - "Dostałam także paczuszkę słodyczy na drogę". (...) Podróż pociągiem do domu.

20.00 -  "Chyba od dziesięciu lat nikt nie świętował moich urodzin. A to naprawdę był urodzinowy dzień - ładny, mroźny, wszystko świeże i wesołe, tak jak powinno być, a nigdy nie bywa".

Notkę napisałem dzięki uprzejmości redaktorów bloga  "Płaszcz zabójcy". Wykorzystałem zamieszczony tam fragment z: Virginia Woolf, Chwile wolności: Dziennik 1915-1941, oprac. Anne Olivier Bell, tłum. Magda Heydel, Wydawnictwo Literackie 2007, s. 25-26. Dziękuję:)

4 komentarze:

  1. Pamiętam, jak kupiłam "Dzienniki" Virgini Woolf i zaczytywałam się w nich kilka lat temu. To było dla mnie niczym przeniesienie się do innej rzeczywistości i realiów. Ten język - niby prosty, a taki, że tak to nazwę, ze "smaczkiem", wyrafinownay. I bardzo dobre tłumaczenie. Mimo całkiem sporej kobyły, czytało się to szybko i z naprawdę sporym zainteresowaniem, a dzienniki Virginii Woolf pokazywały nie tylko jej życie, ale także realia społeczne i polityczne ówczesnej Anglii oraz ten literacki światek. Jak dla mnie dzieło obowiązkowe.

    I bardzo podoba mi się cytat z "The New York Timesa" zamieszczony z tyłu okładki tych dzienników: "Są dwie Virginie Woolf. Pierwsza to znakomita artystka, druga - zwykła kobieta, energiczna i wiecznie czymś zajęta, ironiczna obserwatorka. Na szczęście obie pisały książki". Jak dla mnie, to bardzo dobrze oddaje charakter tych dzienników i samej Virginii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście świetny cytat. Znam tylko "Panią Dalloway" oraz kilka fragmentów z "Dziennika" zamieszczonych na blogu "Płaszcz zabójcy". Ale jej spsób pisania podoba mi się i bardzo odpowiada, dlatego nie poprzestanę na dotychczasowej znajomości. Dziekuję Ci za bardzo interesujący komentarz.

      Usuń
  2. Hej! Ja też chcę mieć takie urodziny!:):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobaja mi się jej słowa: "Zabrano mnie do miasta, zupełnie za darmo":)

      Usuń